Kable z ładowarek - nowy łup złodziei
Zjawisko odnotowano już praktycznie w całym kraju. Złodzieje odcinają przewody z publicznych ładowarek, unieruchamiając urządzenia i uniemożliwiając użytkownikom kontynuowanie jazdy. W niektórych miastach skala problemu jest wręcz alarmująca - np. we Wrocławiu na 11 sprawdzonych punktów 10 było pozbawionych kabli. Sytuacja odbija się także na budżetach operatorów. Infrastruktura ładowania w dużej mierze powstaje dzięki środkom publicznym, więc niszczone jest mienie współfinansowane przez podatników.
Policja reaguje, a kary są wysokie
Mimo że kradzieże zdarzają się coraz częściej, równie często złodzieje wpadają. W ostatnich tygodniach policja zatrzymała sprawców m.in. w Lubinie, Polkowicach i na Pomorzu - część działała w recydywie, co może oznaczać nawet 7,5 roku więzienia. Karę ponieść mogą także skupy złomu. Jeśli przyjmują metale z nielegalnego źródła, grozi im nawet 5 lat pozbawienia wolności. Obowiązek weryfikacji tożsamości i pochodzenia sprzedawanego materiału jest dziś ściśle kontrolowany.
Straty gigantów i plaga w Europie
Problem nie ogranicza się do Polski. Koncern EnBW w Niemczech zanotował już ponad 900 kradzieży przewodów w jednym roku, a straty liczone są w milionach euro. Pojedyncza naprawa to średnio 3500 euro, czyli ok. 15 tys. zł. Ionity - operator działający również w Polsce - podaje, że kradzież jednego kabla generuje koszt nawet 21 tys. zł. Co gorsza, po naprawie stacje często są okradane ponownie.
Dlaczego kradną kable? Chodzi o miedź… i nie tylko
Przeciętny kabel zawiera od 4 do 10 kg miedzi. Złodziej może dostać za niego ok. 50 euro, czyli niewiele, biorąc pod uwagę ryzyko. Dlatego operatorzy wskazują na dwa dodatkowe motywy: - wandalizm - zniszczenie dla samego zniszczenia, - ideologiczny sprzeciw wobec elektromobilności - akty sabotażu, w których odcięte fragmenty kabli wyrzucane są w pobliskie krzaki, bez prób ich spieniężenia.
Proceder narasta. Operatorzy i policja szykują kontratak
Rosnąca skala kradzieży zmusza firmy do inwestowania w monitoring, dodatkowe zabezpieczenia oraz regularne patrole służb. Problem jest poważny, bo każda zniszczona ładowarka oznacza utrudnienia w podróżach kierowców i opóźnienia w dostawach - a to już wpływa na cały łańcuch transportowy.
Zobacz także:
Źródło: auto.dziennik.pl