Powód jest prozaiczny – zdecydowana większość klientów i tak wybierała właśnie ten wariant, więc utrzymywanie dwóch równoległych wersji przestało mieć sens.
Mniej zamieszania w cenniku, ta sama mocna specyfikacja
Strategia ma uprościć ofertę i komunikację: zamiast mnożyć konfiguracje (standard, Competition, często jeszcze xDrive), BMW zostawi jedną, najmocniej wybieraną przez klientów. Z perspektywy nabywcy nic nie powinno uciec – to te same kluczowe parametry i wyposażenie, tylko bez dodatkowego znaczka na klapie.
Co to oznacza dla obecnych i przyszłych modeli M?
Zmiana dotyczy nadchodzących generacji i odświeżeń w gamie M. Znika warstwowanie oferty, dzięki czemu pierwsza pozycja w cenniku ma od razu parametry dotychczas kojarzone z Competition. Osobne linie na wierzchu wciąż mogą stanowić edycje specjalne czy ostrzejsze odmiany, ale sam dopisek Competition przestaje być potrzebny.
Dlaczego właśnie teraz?
Rynek pokazuje, że klienci M-ek wybierali przede wszystkim to, co najsilniejsze i najlepiej doposażone. Gdy udział jednej wersji rośnie do dominującego poziomu, logicznym ruchem jest zrobienie z niej standardu i uproszczenie oferty. To oszczędza marketingowego szumu, a kupującemu ułatwia decyzję: bierzesz M i od razu dostajesz to, czego większość i tak szukała.
Zobacz także:
- Moto Kombat. Bestune B70 kontra reszta świata!
- Jeździć, obserwować. Falownik w Priusie, wtryski w serii 3, czujnik w Leonie i lakier jak z fabryki
- Naprawy nie do naprawy. Dlaczego Volvo S40 traci moc?
Autorka/Autor: MM