Łukasz Byśkiniewicz:
Śmiało mogę powiedzieć, że to najtrudniejsza edycja Rajdu Rzeszowskiego. Tak naprawdę były to dwa rajdy w jednym. Pierwszego dnia upały z temperaturami wewnątrz auta jak w piekarniku. Drugi dzień to ulewny deszcz. Asfalty na Podkarpaciu są dziwne, ponieważ zlane wodą staja się śliskie jak lód. Pierwszy raz jechałem Hyundaiem i20 R5 w intensywnym deszczu i po błocie, poznając jego zachowanie. Większość kierowców przyznała, że była to jazda na przetrwanie. Dlatego z Maćkiem bardzo się cieszymy, że nie popełniliśmy żadnego błędu i w jednym kawałku dojechaliśmy do mety na 8. miejscu. Wynik nie jest szczytem marzeń, ale biorąc pod uwagę zerowe doświadczenie w prowadzeniu "R5" w tak śliskich warunkach to nie powinienem narzekać. Na dodatek mieliśmy takie szczęście, że na naszych przejazdach zaczynał padać deszcz. Koledzy startujący wcześniej mogli pokonać odcinki w bardziej przyczepnych warunkach, nawet suchych. Podsumowując: to był prawdziwy rajdowy weekend. Nasz start na Podkarpaciu był możliwy dzięki naszym Partnerom: TEDEX, Kratki.pl, NOVOL, TEKOM Technologia, I Planet Radom, MODESTO s.c., Michelin Polska, Hyundai Polska. Dziękuję także macierzystej TVN Turbo za patronat medialny, a ekipie Kumiega Racing za przygotowanie naszego Hyundaia.
Maciej Wisławski:
To był mój 12. lub 13. Rajd Rzeszowski. Uważam, że najtrudniejszy ze względu na różnorodność pogody i przyczepności dróg. Pierwszy etap to niesamowite upały. W aucie było na bank ponad 50 stopni Celsjusza. Nie można było się dotknąć niczego co jest metalowe. Drugi dzień rajdu to ulewy przeplatane takimi fragmentami suchego. Ogromna zmienność warunków. Kierowca, który wsiada do tak szybkiego samochodu klasy R5 musi dać sobie trochę czasu, aby szybko i sprawnie poruszać się w takich warunkach. Jeśli pojmie to, że wspina się po drabinie - szczebel po szczebelku - to rzeczywiście na szczyt tej drabiny wejdzie. Jeżeli będzie chciał omijać poszczególne szczeble to nigdzie nie wejdzie, tylko z tej drabiny spadnie.